Polacy nadal żyją na Sybirze. Starsi nie walczą już o powrót, ale modlą się aby był on możliwy dla ich dzieci, wnuków, prawnuków. Nie wszyscy znają język polski, ale mimo to nadal czują się Polakami i często ich jedyną więzią z Ojczyzną są słowa modlitwy wyuczone za dziecka przez babcię, czy stara zakopana pod krzakiem książeczka do nabożeństwa.
O ciężkim losie Polaków żyjących nadal w liczbie kilkudziesięciu tysięcy na Syberii, w Kazachstanie opowiadała Pani Natalia Rykowska, która wraz z Panem Piotrem Hlebowiczem otworzyli i przygotowali w dniu wczorajszym (2 kwietnia 2019 r.) wystawę „Myśmy do stepów unieśli Ojczyznę”. Los nie szczędził Polaków wywiezionych z sowieckiej części Ukrainy jeszcze w 1936 roku. Zakazano im wszystkiego co miało związek z Polską. Konfiskowano dokumenty, książeczki do nabożeństwa, zakazywano rozmów w języku narodowym, zakazywano się modlić. Po długiej podróży w nieznane zostali zostawieni na nieludzkiej ziemi, gdzie zima trwa 9 miesięcy. Mężczyzn zabierano, znikali i nigdy już mieli nie wrócić do swoich rodzin. Bywały wioski, że wśród samych kobiet ostał się jeno zniedołężniały staruszek. Pomimo prób rusyfikacji, trwali w wierze i miłości do zabranej im Ojczyzny. Za przyznawanie się do swojego pochodzenia, jak wspomina Pani Natalia, jej Ojciec ukończył tylko 3 klasy szkoły podstawowej. Był bowiem Polakiem i był przez to wyklęty. Nie mógł się uczyć, bo nie chciał porzucić swych korzeni.
Sybir był straszliwym miejscem. Pierwsza niekończąca się zima zebrała straszliwe żniwo, dla ludzi nieprzywykłych do tamtego klimatu. Nie było znanego im opału, nie było pomocy. Upodlenie Polaków było wielkie. Wymuszanie donoszenia na sąsiadów, rewizje, pogarda tubylców wobec przesiedleńców. Nawet na modlitwę wspólną trzeba było iść ukradkiem, aby nikt nie wyśledził gdzie się ona odbywa. Największymi skarbami były ikona (obraz święty), który musiał zastępować kościół, kapłana, bo wielu miejscach przez kilkadziesiąt lat żadnego nie było oraz książeczka do modlitwy. Jeśli udało się przywieźć jakąś z czasów wywózki, była ona ukrywa głęboko w ziemi, zaś jej ręcznie przepisana kopia była w ubogim domu. Jeśli by ją zabrano podczas rewizji, to zawsze można by było na nowo ją otworzyć. Dopiero w latach 70-tych pojawili się tzw. „latający księża”. Przylatywali z Łotwy, Litwy i mogli zostać tylko jeden dzień. W tym jednym dniu chrzcili, udzielali komunii, sakramentów małżeństwa i niejednokrotnie na ślubnym kobiercu stawała babcia, matka i córka obok siebie. Nie było bowiem wcześniej nikogo, kto by mógł go udzielić. Po tych 24 godzinach, kapłan musiał odejść, bo mógł ktoś na niego donieść.
Wystawa „Myśmy do stepów unieśli Ojczyznę” dokumentuje losy Polaków deportowanych z Sowieckiej Ukrainy do Kazachstanu w latach 1936-37. Celem autorów wystawy jest poszerzenie wiedzy na temat tragicznych wywózek Polaków do Kazachstanu. Losy zesłańców wojennych z lat 1939-1941, dzięki relacjom ludzi, którzy powrócili do kraju, są znane, natomiast brakuje relacji tych, którzy przeżyli gehennę deportacji do dalekich stepów w latach 1936- 1937, gdy na zesłaniu znalazły się tysiące polskich rodzin wysiedlonych z Ukrainy.
Wystawa pokazuje zbiór dokumentów i fotografii rodzinnych, które wiele mówią o życiu i zwyczajach kazachstańskich Polaków oraz świadczą o tym, że ponad 70 lat wygnania było wielką niesprawiedliwością i krzywdą. Polacy na kresach wschodnich (Żytomierz, Kamieniec Podolski, Chmielnicki) po wojnie polsko-bolszewickiej, na mocy traktatu pokojowego w Rydze (1921 r.) znaleźli się na terytorium ZSRR i zostali potraktowani jako obywatele sowieccy. Początkowo tereny, na których ludność polska stanowiła większość, uzyskały pewną autonomię, ale gdy okazało się, że Polacy nie poddają się naciskom ideologicznym, nie chcą wstępować do kołchozów, okazują przywiązanie do katolickiej wiary praojców – władze radzieckie uznały ich za wrogów Związku Radzieckiego. Dlatego też Polacy stali się pierwszym ukaranym narodem w ZSRR.
Wielką pomocą w powrocie naszych Rodaków do Ojczyzny jest nowelizacja Ustawy Repatriacyjnej uchwalona 2 lata temu przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Bowiem łatwiej było się Polakom przenieść od lat 90-tych XX wieku na Białoruś, gdzie dostawali pracę w PGR-ach i niskie pożyczki na własne domy, czy do rosyjskiego obwodu kaliningradzkiego, aniżeli wrócić do Polski.
Jest to ważna wystawa i powinna być punktem obowiązkowym dla Szkół w Gminie Kalwaria Zebrzydowska, o czym wspomniał Senator RP Andrzej Pająk i co podkreśliła Małopolska Wicekurator Oświaty Halina Cimer. Na otwarciu wystawy byli także obecni Radni Rady Miejskiej: Jarosław Lenik i Marcin Zadora, Radny Powiatowy Marek Cimer oraz Dyrektor KEN Zbigniew Stradomski. W KEN-ie będą także niedługim czasie organizowane spotkania związane właśnie z tą wystawą.
Wystawę do 4 marca 2019 r. będzie można oglądać w Starym Kinie – Centrum Kultury Sportu i Turystyki w Kalwarii, w piątek wystawa będzie zabrana do Zespołu Szkół im. Komisji Edukacji Narodowej w Kalwarii Zebrzydowskiej. W późniejszym terminie poinformujemy, do kiedy tam będzie.
About Author
You may also like
-
Martynka Stawowy z Barwałdu Wicemistrzynią Świata… w Balecie!
-
Korzyści z korzystania z biura nieruchomości przy transakcjach komercyjnych
-
Robimy Kartki Świąteczne
-
Zanurz się w artystycznym świecie Piotra Kurcmana – WCK zaprasza na wernisaż!
-
Piotr Bałtroczyk Stand Up 2025 – Nowa odsłona legendy
-
Wolne bilety na spektakl „Sposób na blondynkę” w Kalwarii Zebrzydowskiej – idealny sposób na Andrzejkowy weekend!
-
Edzio, dwukrotny mistrz Polski we freestyle’u i gwiazda TikToka wystąpi w WCK!
-
Kryminalistyka w cieniu Kalwaryjskiego Więzienia – zapraszamy na spotkanie z mgr. Sebastianem Traczykiem
-
Zapraszamy do Dworu w Stryszowie na wykład Łubieńscy herbu Pomian – ród prymasów, biskupów i wojskowych